Life below the fold

Don't link here

Legenda Internetu albo Internet mitologiczny

Kolejne wcielenie mitu Homo technicus

Gdy zapytano kiedyś Jana Jakuba Rousseau, który w swych pismach twierdził, że rozwój techniki uczyni człowieka lepszym, czy rzeczywiście tak uważa, odpowiedział: Raczej nie, ponieważ patrząc w przeszłość nie można tego dostrzec. Gdybyśmy dziś zapytali człowieka z ulicy, czy radio uczyniło ludzi lepszymi, kazałby nam stuknąć się w głowę. Jednak, gdy zapytamy w podobny sposób o Internet, odpowiedź nie byłaby już tak oczywista. Internet podbija dziś umysły. Zewsząd słychać o jego zaletach i przewagach. Tymczasem jeszcze kilka lat temu tym kompletnie nieznanym, a w najlepszym razie lekceważonym, zjawiskiem nikt poza grupką hackerów(1) nie zawracał sobie głowy. Obecny wybuch nagłego i powierzchownego entuzjazmu przypisać należy jednej rzeczy tzw. e-commerce, czyli handlowi elektronicznemu. Ta realizowana poprzez sieć komputerową dziedzina gospodarki jest obecnie powodem wszelkich działań mających na celu upowszechnienie Matki Wszystkich Sieci. W jego popularyzacji swoje siły zjednoczyły banki, reklama, handel i przemysł konwencjonalny. Dzieje się tak bynajmniej nie ze względu na jego rzekomo ekologiczny i prospołeczny charakter, ale z racji tego, że jest to jeszcze jedna niezgłębiona nisza dla jakże zapchanego dziś rynku.

Jak zauważył Sorel każda rewolucja tworzy swój mit. Mitem tym karmi się i pielęgnuje go. Mitem rewolucji informatycznej stało się wyobrażenie Internetu, przedstawiające go jako idealny (sic!), cudowny, ostateczny środek na wszelkie — obecne i przyszłe — społeczne, ekologiczne i ekonomiczne dolegliwości. Internet jest ekologiczny, jest prospołeczny, tworzy miejsca pracy, likwiduje korki, zbliża ludzi, oszczędza papier i czas.

Ileż to razy już zetknęliśmy się z takim podejściem? Chemizacja rolnictwa miała dostarczyć więcej pożywienia głodującej ludzkości. Samochód miał wyzwolić człowieka, pozwolić mu poruszać się w nieograniczony sposób, miał zbliżać ludzi. W XIX wieku wydawał się czystym i przyjaznym środkiem transportu. Autostrady miały przyczynić się do oszczędności paliwa. Pralka miała oszczędzać czas kobietom tak, aby miały go więcej dla siebie i bliskich. Tymczasem dziś ludzie umierają z głodu tak samo, jak umierali przed Zieloną Rewolucją. Nasze miasta grzęzną w korkach, zamiast przemieszczać się tkwimy wciąż w tym samym spalinowym zastoju umysłu. Dzisiejsze autostrady to jakby rzeki bez brodu czy mostów, ludzie po obu ich stronach są sobie coraz bardziej obcy, a zamiast oszczędności paliwa mamy więcej samochodów. Kobiety nie mają dziś więcej czasu niż kiedyś. Kserokopiarki, którym Alvin Toffler przepowiadał rolę, jaką odegrał wynaleziony w Europie przez Gutenberga druk, jak do tej pory nie wywołały drugiej Reformacji.

Czyżby więc Internet miałby być inny, lepszy? Czyżby miał nową formułę jak dzisiejsze proszki do prania? Nie. Internet nie jest niczym specjalnym, to zwyczajne ludzkie narzędzie, tyle że bardziej zaawansowane niż wcześniejsze. Oczywiście Internet ma niezaprzeczalne zalety. Pozwala komunikować się ludziom w sposób szybki, bezpośredni i interaktywny. Ponieważ posługuje się najbardziej plastyczną z ludzkich materii, informacją, pozwala przycinać ją, krajać, przeszukiwać, sortować w sposób iście diabelski, ale nie jest to bynajmniej jego cecha, jest to cecha informacji. Cecha, którą wykorzystujemy już od dawien dawna — w naszych mózgach.

Naiwnością byłoby sądzić, że Internet, a zwłaszcza e-commerce — ma tylko i wyłącznie pozytywne strony. Sprzedaż biletów lotniczych poprzez Internet jest o wiele tańsza jedynie dla ich sprzedawców. Dla kupujących są one niewiele tańsze, a dla zwolnionych z powodu redukcji personelu pracowników biur o wiele droższe. E-commerce nie skraca drogi od producenta do klienta. Ba, często wręcz ją wydłuża. Skoro mogę zamówić towar w Stanach, to dlaczego nie miałbym tego zrobić, skoro cena może być niższa, porównywalna itd. Tymczasem towar ten trzeba przewieźć ze Stanów do mojej wsi pod Wrocławiem. Dlatego, o ile zmniejszy się suma wyjazdów ze strony klienta, o tyle wzrośnie ilość wyjazdów ze strony serwisów spedycyjnych rozwożących zamówione towary, jak w tym przypadku także na ogromne odległości. Jako że internauci nie znoszą czekać, należy przypuszczać, że zamówienia te realizowane będą nie wolnym i energooszczędnym transportem morskim, ale ryczącymi samolotami, które stają się coraz większym czynnikiem zanieczyszczenia atmosfery.

Zapowiadana od początku pojawienia się komputerów i komunikacji cyfrowej redukcja zużycia papieru, jak do tej pory oznacza coś dokładnie odwrotnego. Konserwatywna natura ludzkiego zaufania wciąż nie wyzwoliła się z mocy odręcznego podpisu i pieczątki. Każdy dokument przesłany e-mailem czy faksem, musi być potem dosłany w oryginale. Człowiek wciąż zdecydowanie woli czytać z karty zamiast z ekranu, dlatego też przed oddaniem zwykliśmy drukować dokument w celu sprawdzenia błędów, bo kto by tam ufał procesorowi tekstu, a gdy już poprawimy błędy, wydrukujemy go jeszcze raz do ostatecznej korekty. Pamiętajmy przy tym, że o ile do maszyny do pisania czy powielacza można było włożyć w miarę dowolną kartkę papieru, o tyle kserokopiarki i drukarki komputerowe wymagają kart o grubości niemalże kartonu, przy czym szybciej się psują, jeśli karmić je papierem z makulatury!

Swego czasu w jednym z zachodnich magazynów ukazywała się reklama przedstawiająca Billa Gatesa w spinaczkowej uprzęży wiszącego na gałęzi tropikalnego drzewa z krążkiem CD w ręce, a tuż obok niego wysoki jak drzewo pień ułożony z czystych kart papieru. Przesłanie było aż nadto czytelne. Tyle kart zaoszczędzimy dzięki nagraniu wydrukowanej na nich informacji na CD, jednak wtedy nikt — nawet Bill Gates(2) — nie spodziewał się chyba, że na CD będą oprócz czystego tekstu zapisywane także pamięciożerne dźwięki, obrazy, filmy, programy Microsoftu etc. Nikt także nie widział wtedy dzisiejszych giełd komputerowych, gdzie piraci podają CD ze sterty dysków nadzianych na kołek od miotły, czy pism komputerowych, które co tydzień ukazują się dziesiątkach i setkach tysięcy nakładu obowiązkowo z dwoma niepotrzebnymi CD. Papier można oddać na makulaturę, w ostateczności spalić, ale co zrobić z niepotrzebnym krążkiem CD? Palenia nie polecam.

Dlaczego Gazeta Wyborcza miałaby pozwolić mi na zakup jej pisma bez tego kawału makulatury, jakim jest Supermarket, skoro jest on dla niej znaczącym źródłem zysku z reklam? Odwrotnie, wszystko wskazuje na to, że stymulowana także Internetem (ekran jako medium faworyzuje obraz w miejsce znaku/litery) kultura obrazkowa będzie podobnie jak w Stanach czynnikiem sprawczym rozrostu pism do niespotykanych rozmiarów — przeciętny tzw. kolorowy magazyn w Ameryce to kilkaset do kilkutysięcy (sic!) stronic, przy czym jedynie kilka(naście) procent to artykuły, reszta to reklamy.
Tymczasem elektroniczna książka nie ma wyglądu zwykłej książki i w odróżnieniu od niej posiada nieczytelny ekran. O ile z tym felerem, jak każdym technicznym, wkrótce pewnie sobie poradzimy, o tyle na bateriach nie da się tu zaoszczędzić, to tak, jakby non stop drukować konwencjonalną książkę. W ogóle cały nasz cyfrowy złom jest ogromnym pożeraczem energii, której tak bardzo nam brakuje. Możemy oczywiście żałować, że to nie komputery Apple stały się podstawowym sprzętem informatycznym w miejsce pochłaniających więcej napięcia pecetów. Jednak nie zapominajmy, że czy to Mac czy PC, ilość wytworzonych w trakcie jego produkcji odpadów i ścieków jest zbliżona, sięiga tej powstałej przy produkcji samochodu i podobnie jak przypadku samochodu na jednym komputerze w rodzinie się nie skończy.

Marzenia o oszczędzaniu energii poprzez rozwój technologiczny to jedynie mrzonka, bowiem każda wyższa, bardziej złożona forma czy to techniczna, czy biologiczna zawsze ma większe potrzeby energetyczne niż formy niższe. Spójrzmy na nasze społeczności, która zużywa mniej energii: amerykańska czy hinduska? Tak już jest, że w miarę postępu ludzkość wchodzi na coraz wyższe poziomy energetyczne, podobnie jak w trakcie ewolucji zwierzęta zmiennocieplne ewoluowały w stałocieplne. Różnica pomiędzy ewolucją w naturze a ewolucją naszej cywilizacji polega jednak na tym, że o ile w przyrodzie obok naczelnych znajduje się także miejsce na ogromną bioróżnorodność mało skomplikowanych bakterii i owadów (jest ich wręcz najwięcej), tak nasza cywilizacja rytynowo wymienia proste, ale sprawdzające się, rozwiązania na bardziej skomplikowane i energochłonne tylko dlatego, że wyszły z mody lub są przestarzałe(3). Jesteśmy jeszcze bardziej dumni, jeśli na całym świecie ludzie jedzą te same hamburgery w tych samych barach, chodzą w tych samych spodniach, oglądają te same filmy i jeżdżą takimi samymi samochodami.

Z rozwiązań, jakie oferuje Internet, potencjalnie najwięcej korzyśći moglibyśmy wynieść ze zdalnej pracy (teleworking). Według Tofflera przyczyni się ona do odrodzenia wspólnot sąsiedzkich i powrotu wielopokoleniowego modelu rodziny. Ale czy aby nie są to życzenia w miejsce prognoz? Nie wszystko jest bowiem jasne. Teleworking charakteryzuje się tzw. niewymiarowym czasem pracy, nie można wyjść z pracy po ośmiu godzinach. Może to więc przyczynić się do jeszcze większego obciążenia pracowników obowiązkami przez kierowników, którym będzie się wydawało, że nie pracują lub pracują mniej.
Problem imigracji napewno by zelżał. Brudasy zostaną tam, gdzie ich miejsce, pośród biedy, głodu i epidemii. Komputerów wcale nie muszą mieć najnowszych i wcale nie muszą mieć ich w domu, bowiem pod okiem nadzorcy zapewne będą lepiej pracować miast szperać w Internecie czy włamywać się do sieci bogatych krajów. Bardziej zdolnych sprowadzi się do bogatego świata tak, jak robią to w tej chwili Niemcy, stosując sprawdzoną strategię drenażu mózgów.
Teleworking rozwiąże jeszcze jeden kłopotliwy problem, przed którym czasem staje kadra, wymówienia można wysyłać e-mailem. Takie miejsca pracy o wiele łatwiej jest likwidować.
Nie oznacza on wreszcie powstania nowych zawodów, sprowadza się w gruncie rzeczy do przeniesienia miejsca pracy do miejsca zamieszkania i dostarczania jej wyników poprzez sieć. Zlikwidowaną liczbę miejsc pracy trudno będzie odtworzyć, bowiem przemysły wysokich technologii charakteryzuje niskie zatrudnienie i wysokie wymagania edukacyjne. Bardzo dobrze widać to na przykładzie przemysłu samochodowego, którego produkcja w ciągu ostatnich kilkudziesięcioleci podwoiła się, zaś zatrudnienie w wyniku robotyzacji (proces podobny do komputerowej automatyzacji obróbki informacji) dwukrotnie spadło.

Gdy byłem bardzo mały czasami zadawałem mojej mamie pytanie, dlaczego czyszczenie sokowirówki trwa dłużej niż tarcie marchewki ręcznie. Nie mogłem wtedy zrozumieć, dlaczego mamy sokowirówkę, skoro w ogóle nam nie pomaga. Podobne pytanie można by odnieść do wielu z ludzkich wytworów. Szybsza praca nad informacją nie oznacza zaoszczędzenia czasu, tylko więcej informacji do przetworzenia (co możemy dostrzec już dziś). Tak jak szybszy samochód nie chroni przed staniem w korkach, tak komputer nie zaoszczędzi naszego czasu. Nasz czas zostanie nawet bezpośrednio uszczuplony o chwile, które zmuszeni będziemy przeznaczać na walkę z zawieszaniem się, znikaniem plików, wirusami czy innymi atrakcjami będącymi wynikiem prawa Murphy’ego i talentu programistów.

Wielbiąc wytwory własnych rąk i umysłu człowiek zawsze zapominał, że to nie użytkowanie narzędzi czyni go człowiekiem, tylko ich tworzenie. Żadne z naszych narzędzi nie uczyniło i nie uczyni raju na ziemi, dlatego nie bądźmy tacy do przodu, aby nam tyłów nie zabrakło.

Piotr Smyrak

Przypisy

  1. hacker — ang. slangowo miłośnik, fanatyk jakieś dziedziny – niekoniecznie komputerowej; słowo “hacker” nie oznacza komputerowego włamywacza, jak błędnie przyjęło się sądzić.
  2. na początku lat osiemdziesiątych Bill Gates autorytatywnie twierdził, że 640 KB pamięci RAM wystarczy dla każdego komputera. W opisie Windows 2000 w wymaganiach sprzętowych sugerowana ilość pamięci RAM to 128 MB lub więcej.
  3. Idealnym przykładem takiego postępowania jest transport, gdzie zadufany człowiek próbował zastąpić rower oraz komunikację zbiorową (miejską, kolejową) transportem samochodowym. Tymczasem okazuje się, że powoduje to obumieranie miast i ogromne problemy nie tylko ekologiczne i społeczne, ale także ekonomiczne. Zasada, że lepsze jest wrogiem dobrego sprawdza się aż za dobrze. Cud biologii i techniki – człowiek na rowerze – który, jeśli chodzi o zużycie energii w przeliczeniu na efektywność przemieszczania się, nie ma sobie równych ani w świecie techniki ani wśród organizmów żywych(!), wciąż pozostaje niedoceniony i jakby nieodkryty.


Pierwotnie artykuł ukazał się pt. Legenda Internetu w piśmie ekologicznym Kropla, Wersja oryginalna dostępna jest w Internecie pod adresem www.eko.org.pl/kropla/21/mitointernet.htm

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *